Archiwum
Ostatnie wpisy
Zakładki:
Książki 2013
Książki 2012
Książki 2011
A tutaj piszę o książkach
(c) copyright
Prawa autorskie zastrzeżone. Jakiekolwiek kopiowanie lub inne wykorzystywanie treści mojego blogu jest zabronione bez uprzedniej zgody autora
Dekoratorskie
Książki - 2010
Książki- 2008
Książki- 2009
Napisz do mnie
Piszą o książkach
Strony o książkach
Szablon mojego bloga
Wydawnictwa
Wyzwania czytelnicze
Zaglądam również TU
Tagi
![]() Wypromuj również swoją stronę ![]() |
czwartek, 30 października 2008
Ta książka intrygowała mnie od dawna- to przez zdjęcie Natalii Gałczyńskiej na okładce- ze spuszczonym wzrokiem utkwionym w jakimś nieznanym punkcie, o delikatnej i pięknej twarzy, zmysłowych ustach. Byłam też ciekawa, jak córka Konstantego i Natalii poradzi sobie z opisem życia swych znanych rodziców. W końcu sięgnęłam po lekturę- i muszę przyznać, że był to dobry wybór:) Nie lubię cukierkowych laurek i peanów wypisywanych ku pamięci kogoś tam- i w tym miejcu muszę powiedzieć, że książka urzekła mnie- ciekawą tematyką, pięknym językiem, sięgnięciem też po tematy trudne. Kto szuka jednak sensacji- ten się zawiedzie- to przede wszystkim przez spokój emanujący z tej książki i z jej autorki- która wszystko przyjmuje ze zrozumieniem, nawet tę prawdę najboleśniejszą. W żyłach Natalii płynęła książęca krew- to po ojcu- Konstatnym Nikołajewiczu Awaliszwilim, który wywodził się z jednego z najznamienitszych rodów gruzińskich. Kiedy na balu w Petersburgu (1902) poznał Wierę, przeniósł się bez wahania do Kalisza, będącego wówczas na terenie imperium rosyjskiego, by służyć w Kaliskim Pułku Dragonów. Ślub odbył się w Kaliszu 28 lipca 1904 roku. Najpierw urodził się Mikołaj, później Natalia (1908)- która całkowice zawładnęła sercem papy. To jej ojciec opowadał o Gruzji, królowej Tamarze, rozbudzał w niej ciekawość świata i ludzi, potrzebę tworzenia. W czasie wojny z Turcją (1917) Konstanty dostał się do niewoli- nigdy więcej nie zobaczył swej żony i dzieci. Rodzina uznała go za zmarłego- gdy tymczasem Kira Gałczyńska, podczas wyprawy do krainy swego dziada w 1962 roku, odkryła, że zmarł on w ... 1953. To nie koniec rodzinnych ciekawostek, tajemnic, sensacji. Nie zdradzę nic więcej- trzeba po prostu sięgnąć po tę książkę:) Natalia- o wielkich oczach prawie na pół twarzy, obramowanych gęstymi i długimi rzęsami (trepawice- tak z chorwacka nazywał je poeta), z grubymi kruczoczarnymi lśniącymi warkoczami, niezwykle zmysłowych ustach, zawładnęła sercem K.I. Gałczyńskiego. Patrzał na mnie bez przerwy. Zapytałam: "Dlaczego pan mi się tak przygląda?". Odpowiedział- " Bo pani ma taką małą twarz i takie duże oczy. A białka niebieskie jak z emalii". Stała się jego muzą, żoną, wierną towarzyszką życia na długie lata. Jak pokazuje książka- na dole i niedole. Dowiemy się, jak wyglądało życie codzienne małżeństwa, praca nad utworami, dlaczego Gałczyński po ciężkiej i długiej pracy twórczej nagle zatracał się w alkoholu (cierpiał na chorobę psychiczną tzw. cyklotymię) Kira Gałczyńska w barwny sposób opisuje życie bohemy warszawskiej, podróże, lata wojny. Bardzo mnie zaciekawiło to, co córka napisała o upodobaniach czytelniczych sławnego ojca: Natomiast nigdy nie widziałam w jego ręku żadnej powieści. Zdaje mi się, że poza Klubem Pickwicka, Madame Bovary i Kuzynką Bietką w ogóle żadnej powieści nie przeczytał. Mówił, że śmiertelnie nudzi go fabuła. Jednocześnie autorka zastanawia się, skąd u ojca, wywodzącego się z tak ohydnego środowiska, takie nakłady siły twórczej, skąd takie zainteresowania, muzykalność i talent? Natalia przez długie lata unikała rozmów z córką o swoich przodkach, Gruzji o życiu z wielkim poetą. Otworzyła sie dopiero w 1969 roku. A dlaczego? Córka nie mogła długo znaleźć klucza- jak nakłonić swoją matkę do wspomnień. W końcu wpadła na dość dziwny pomysł- podsunęła jej do przeczytania świeżusieńki nowiuteńki cieniutki tomik reportaży zupełnie nieznanego jej autora. Tak, tak- to właśnie pod wpływem Ryszarda Kapuścińskiego i jego obrazka literackiego o dalekim kraju rodzinnym przodków- Kirgiz schodzi z konia- Natalia otwiera swoje serce i duszę:) Natalia Gałczyńska długo pracowała jako kelnerka, miała talent do języków- zaczęła zajmować się również przekładami- w końcu również zaczęła tworzyć. Na naszej półce z książkami stoją jej bajki- O wróżkach i czarodziejach. Na moim blogu Półeczka z książkami recenzja książki- O wróżkach i czarodziejach Natalii Gałczyńskiej
wtorek, 28 października 2008
Zaczytałam się w książce - Podróż po krajach Unii Europejskiej. Nie, nie będzie to jej recenzja. Właściwie potrzebowałam tylko kilku informacji na lekcje- ale zajrzałam i tu i tam. Zafascynowała mnie ... Szwecja. Jest mi bardzo bliska w aspekcie literatury dla dzieci- moim zdaniem jednej z najlepszych na świecie:) Wiedziałam też, że Szwedzi bardzo cenią przyrodę, choć współautorka wspomnianej już książki, twierdzi wręcz, że przyroda i ochrona środowiska są religią Szwedów. Znalazłam ciekawy fragment, który może nas wiele nauczyć: Szwedzi zaczynają naukę ekologicznego katechizmu już w przedszkolu- czyli w wieku trzech lat. Uczą się tam starannego segregowania wszystkich odpadków i ... kompostowania. Mały dyżurny zbiera po każdym posiłku niedojedzone resztki i niesie do kompostownika. Kompost ten jest przez dzieci wykorzystywany wiosną podczas prac w przedszkolnym ogródku. Kiedy wyrosną kwiaty, mali Szwedzi widzą efektowny rezultat konsekwentnych, proekologicznych działań. Biura turystyczne upowszechniają natomiast broszurę - jak korzystać z dóbr przyrody Przyroda wspólnym dobrem -Można przejeżdżać przez cudze grunty, ale nie w pobliżu mieszkań i nie przez tereny uprawne czy zasiane pola. -Nie wolno rozbijać namiotów w pobliżu domów mieszkalnych. Na rozbicie kilku namiotów lub biwakowanie przez kilka dni należy uzyskać zgodę właściciela. -Wolno zbierać dzikie jagody, grzyby i zrywać dzikie kwiaty, jeżeli nie są pod ochroną. Nie wolno oczywiście zrywać roślin hodowlanych. -Nie wolno ścinać drzew ani krzaków, łamać gałęzi, zdzierać kory z drzew. Nie wolno też zbierać orzechów czy żołędzi. -Wolno kąpać się, cumować łódź do brzegu i schodzić na ląd, ale nie w pobliżu domów ani w miejscach objętych zakazem. -Należy oszczędzać zwierzęta! Wolno natomiast łowić ryby wzdłuż wybrzeży przy użyciu wędki ręcznej. Łowienie ryb na jeziorach wymaga zwykle specjalnego zezwolenia. -Nie wolno jeździć na przełaj samochodem, motocyklem ani motorowerem. -Nie wolno rozpalać ognisk w miejscu, gdzie istnieje najlżejsze nawet ryzyko pożaru. Nie wolno też rozniecać ognia na skale ( pękają na skutek gorąca). -Nie wolno zaśmiecać terenu.
Bardzo podobają mi się szwedzkie pomysły- mam nadzieję, że i Polacy zaczną tak dbać o przyrodę:))) Dla zainteresowanych- Podróż po krajach Unii Europejskiej; Liliana Olchowik-Adamowska, Barbara Stettner-Stefańska; Tomasz Ławecki, Świat Książki 2004 Idziemy za ciosem- po prostu nie możemy się oprzeć parze sympatycznych przyjaciół w autorskich książkach Svena Nordqvista. Tym razem smakowity kąsek z Tortu urodzinowego Findusa. Recenzja na blogu o książkach dla dzieci- Półeczka z książkami.
poniedziałek, 27 października 2008
Siedzimy, rozmawiamy, sączymy ciepłą herbatkę. M gdzieś wyczytał, że w USA przez kryzys co szósta rodzina jest zagrożona utratą domu. Czytamy i słuchamy wiadomości- ten bank pada, tamten ma problemy, waluta leci na łeb na szyję. Przerażające- i prawdę powiedziawszy boję się, co będzie.... No właśnie- co to znaczy być- "nawiedzoną nauczycielką"? Jak uczyć , żeby nauczyć- świetna książka również dla rodziców. Recenzja na moim blogu o książkach dla dzieci i rodziców- Półeczka z książkami:)
niedziela, 26 października 2008
List jest duszą, wiernym odbiciem ukochanego głosu, który przemawia w taki sposób, że wrażliwe dusze zaliczają go do najcenniejszych skarbów. (Honore de Balzac)
Jan Vermeer (znalazłam tutaj) Dostałam list:)- długi, nawet bardzo, taki tradycyjny, pisany ręką. Wczoraj, gdy listonosz mi go wręczał, sama byłam zdziwiona. Dostaję dużo e-maili, sms-ów- które zawierają najczęściej krótkie informacje i to wszystko. Sztuka pisania listów zanika. Tak, właśnie- jest to sztuka. Ja sama piszę ich zaledwie kilka w ciągu roku. Na lekacjach w ramach przygotowania do matury ćwiczę z uczniami pisanie listów prywatnych- młodzież jest przerażona. Nagle ma napisać COŚ, co ma mieć 120-150 słów i w dodatku w obcym języku. Trochę im się nie dziwę - chyba trudno włożyć serce w list na zadany temat - do anonimowej osoby, którą czasem trudno sobie nawet wyobrazić, potem liczyć słowa, by tylko nie zabrakło i by nie było za dużo- bo za nadmiar też są punkty ujemne. Ale nie to mnie przeraża- często słyszę komentarze typu- ja to nigdy listu po polsku nie napisałem, a teraz muszę go pisać - na dodatek po niemiecku! Johann Georg Meyer von Bremen ( znalazłam tutaj) Zastanawiam się dlaczego nie piszemy listów- bo na brak znajomych raczej narzekać nie możemy- znajomych- najczęściej do tego rozsianych jeszcze po całym świecie. A więc? Na plan pierwszy wysuwa się brak czasu- wiem to z własnego doświadczenia. Gdy w końcu chwilę wygospodaruję dla siebie, nie mam ochoty rozmyślać nad tym, co napisać w liście do B, M albo D. Bo nad listem tradycyjnym trzeba trochę pomyśleć. Trzeba wejrzeć w głąb siebie. Dobry list jest bowiem osobistym i szczerym zapisem życia. I to jest kolejna przyczyna. Łatwiej chwycić za telefon, wysłać sms-a, krótki e-mail- marne dowody tego, że się jednak pamięta i myślami jest się przy bliskich. W listach do Mileny Kafka napisał, że list ma to do siebie, że ciągle można go czytać na nowo, chowasz zwitek papieru do kieszeni, za jakiś czas znów wyciągasz i cieszysz się nim na nowo. Tego niestety o e-mailach i sms-ach powiedzieć nie można. No właśnie- kolejna przyczyna- rozwój techniki- telewizja, internet, telefony komórkowe- wyrządziły wielką krzywdę epistolografii.
Tomasz Moore w książce Soul Mates pisze- w naszych listach przywołujemy i wyrażamy własne dusze, zarówno wobec naszych przyjaciół, jak i wobec nas samych. Dużo można by tutaj jeszcze pisać, narzekać, analizować. Może jednak lepiej usiąść i coś napisać? Wiem jedno- rodzina, rozsiana po różnych zakątkach globu, regularnie mnie podczytująca, pokiwa tylko głową i zacznie wyglądać listonosza, bo co jak co, ale taki wpis powinien mnie w końcu zainspirować do napisania dłuuuuuuuugiego, bardzo długiego listu. Moje ulubione listy- list św. Pawła do Koryntian- właściwie jego fragment znany jako Hymn o miłości listy króla Jana Sobieskiego do Marysienki Jedyna pociecho duszy i serca mego! Nie co dzień, ale co minuta rad bym się pytał o zdrowiu twoim, moja śliczna panno, bez której widzenia już ledwo żyć mogę: i lubo po łasce bożej i po twojej serca mego miłości nie mam nic na tym świecie nad honor milszego, tedy przyznać się, moja duszo, muszę, że mi i ten z ciężkością zatrzymać przyjdzie, jeśli inszego do widzenia prędkiego najśliczniejszej Jutrzenki nie będzie sposobu. (...) Au camp, 25. VII 1665 Choderlos de Laclos- Niebezpieczne związki List II- Markiza de Merteuil do wicehrabiego de Valmont w zamku- Wracaj, drogi wicehrabio, wracaj; cóż ty tam robisz, co możesz robić u starej ciotki, która cały majatek zapisała już tobie? Ruszaj natychmiast w drogę: potrzebny jesteś! listy Van Gogha do brata Theo Ktoś, kto przez czas jakiś obrał kurs wielkiego świata tajemnic, i poświęcał uwagę rzeczom, które dostrzegały jego oczy i słyszały jego uszy, i ciągle o nich rozmyślał; to on także uwierzy, i być może pozna więcej, niż będzie potrafił opowiedzieć. Do Boga wiedzie nas usiłowanie zrozumienia prawdziwego znaczenia tego, co wielcy artyści, uznani mistrzowie mówią nam o swoich arcydziełach. list Heloizy do Abelarda Wiesz, ukochany, jako wie cały świat, jak bardzo zagubiłam się w Tobie, jak przez nędzny kaprys fortuny, nadzwyczajny wysiłek złośliwej zdrady obrabował mnie ze mnie samej, kradnąc Ciebie; a mój ból spowodowany tą stratą jest niczym w porównaniu z tym, co czuję z powodu sposobu, w jaki Cię utraciłam. Maria Kuncewiczowa- Listy do Jerzego Chcę zapytać? czy pamiętasz? Ale może pamięć rozkłada się i wsiąka w ziemię, jak wątroba, jak mięśnie... A może jest nieśmiertelna jak dusza? Podobno mam duszę, jednak cokolwiek sobie przypomnę, nie jest pełne. Zawsze zostaje miejsce na rzecz niewyrażalną i na domysł innego człowieka, który także jest mną. Franz Kafka- Listy do Mileny Zbigniew Raszewski- Listy do Małgorzaty Musierowicz obrazy Vermeera:) Najlepsze listy to te, które nigdy nie zostały opublikowane (Virginia Woolf)
sobota, 25 października 2008
Na moim blogu Półeczka z książkami recenzja książki dla dzieci- Lemoniadowy ząb Renaty Piątkowskiej:) Jakiś czas temu miałam z kolegą wyjechać w delegację do Luksemburga. W końcu przystąpiliśmy do omawiania dość ważnej sprawy- mianowicie - PREZENTÓW, które mieliśmy wręczać różnym ważnym osobistościom po przybyciu na miejsce. Mój kolega zaczął wyliczać: -A więc - co my tu mamy? Kryształowy koszyczek, kryształowy wazonik, kosz wiklinowy z dobrami spożywczymi naszego regionu, Pan Tadeusz... -Oooo!- Wyraźnie się ożywiłam na dźwięk tytułu naszej epopei narodowej i jednocześnie tochę zdziwiłam- taszczyć książkę ludziom, dla których polski język i nasz Wieszcz są zupełnie obcy- no cóż- ale dlaczego nie?- Brawo za pomysłowość i oryginalność!- Tak sobie właśnie pomyślałam, ale ciekawość nie dawała mi spokoju. - A ten Pan Tadeusz to jakie wydanie?- Drążyłam temat. Kolega spojrzal na mnie litościwie, dając do zrozumienia, że nie zapisane kartki z przepięknymi ilustracjami pana Andriollego są w worku z prezentami. Pokiwał głową i odrzekł: -Pan Tadeusz? No, no ten tego ten, Pan Tadeusz z wydawnictwa ...POLMOS Czy macie też bzika książkowego- czym się przejawia? Czy każde zakupy zaczynacie od wizyty przy stoisku z książkami, a każde zwiedzanie miast i miasteczek ma swój początek w księgarni właśnie? A może przeżyliście jakąś śmieszną historię związaną z bzikiem książkowym? Byłam wczoraj w naszej księgarence- Urania- książka tegorocznego noblisty jest już do kupienia i przeczytania. Urania to powieść-bajka opisująca meksykański palimpsest, gdzie w pęknięciach współczesności, na marginesie świata zysku i wyzysku, racjonalnych wymogów i mizerii duchowej egzystuje zapomniana kraina.
czwartek, 23 października 2008
Cuda się zdarzają, bo książki wracają:) W 1999 roku pożyczyłam koledze - Matka odchodzi Tadeusza Różewicza. Na kilka lat wyjechałam, zmieniłam pracę, kolegów i koleżanki. Kilka dni temu spotkaliśmy się i w taki właśnie sposób odzyskałam książkę. A że jest to lektura melancholijna, liryczna- taka właśnie na jesienny listopad, pewnie o niej wkrótce napiszę kilka słów.Muszę zaaranżować jeszcze kilka spotkań ze znajomymi:))) I jeszcze jedna refleksja- tym razem biblioteczna- wczoraj byłam w mojej bibliotece miejskiej. Wchodzi pancia z gołym brzuchem (naprawdę nie mam nic przeciwko gołym brzuchom!!!), twarz w kolorze roztopionej gorzkiej czekolady- jakby wróciła przed godziną z Karaibów, obwieszona złotem- z pretensjami, że dostała upomnienie i ma zapłacić jakąś karę:)))) Za książki wypożyczone w ... 2006 roku. W dodatku oddała tylko jedną knigę, bo reszty tytułów nie pamiętała, no i nie wie, gdzie teraz są. A ja się potem dziwię, że na półkach bibliotecznych bieda z nędzą.... |